środa, 26 lutego 2014

nowe eco menu

Mniej więcej od roku czytam blogi, książki, analizuję różne diety. I im więcej wiem, tym więcej pojawia się pytań. A skoro już eksperymentuję na sobie, postanowiłam podzielić się tym. Może komuś się przyda lub pomoże uniknąć niektórych mniej udanych diet.

Oczywiście zaczęłam od decyzji że kupuję bio, później rezygnacja z glutenu, mięsa, nabiału. Naprawdę czułam się lepiej, a już na pewno lepiej wyglądałam - cera jak nowa!

 Z weganizmu ścieżka często prowadzi do witarianizmu i ja też oczywiście tam dotarłam. Spodobały mi się te wszystkie artykuły o żywym jedzeniu, enzymach, bla bla bla... No ale tak naprawdę zainspirowała mnie Pepsi Eliot swoim bardzo motywującym i przekonującym blogiem i postanowiłam spróbować (tu trochę reklamy, ale kto wchodzi na mojego bloga i złapał zdrową zajawkę, niech koniecznie zajrzy do pepsi! mega!). W moim wydaniu nie była to ani 811 bo nie jestem sportowcem i nie dam rady tyle zjeść, ani wysokotłuszczowa witariańska dieta. Oprócz świeżych warzyw i owoców zjadłam jakąś ugotowaną kaszę albo zupę. Ale w przeważającej części świeże warzywa i owoce. Kiepski moment sobie wybrałam na raw, środek zimy. Ale nie mogłam przecież czekać do lata, musiałam natychmiast wypróbować.

I po dwóch miesiącach na własnej skórze poczułam co to kryzys ozdrowieńczy. Już miałam zostawić tę dietę, bo myślałam że zaczynam na niej chorować. W momencie najgorszego samopoczucia nagle mnie olśniło i zaczęłam przekopywać net w poszukiwaniu wyjaśnienia takich objawów. I kiedy dowiedziałam się, że nie choruję, tylko właśnie organizm odtruwa się i sam zaczyna się leczyć, poczułam się pewniej i postanowiłam przeczekać. Po ok. 2-3 cięęęężkich tygodniach, z dnia na dzień wszystko ustąpiło, a ja poczułam MOC. Trzeba poczuć ten przypływ energii żeby wiedzieć co mam na myśli. Każdy kto osobiście tego nie doświadczy pomyśli, że to jakieś brednie szalonej fanatyczki diet i ekologii, sama pewnie też bym tak pomyślała, kolejne wymysły. Ale jak samemu się przez to przejdzie to zmienia się perspektywa.

Tak więc wyrzuciłam z bloga wszystkie przepisy na pyszne smażone i pieczone dania z dodatkiem tłuszczu, i witariańskie deserki z suszonych owoców i orzechów. Ja nowy rozdział odżywiania zaczęłam już 3 miesiące temu. I tak naprawdę nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi, może wrócę do dawnych przepisów. Niee, wątpliwe. Raczej nie będę na raw, ani na 811 z różnych względów o których może kiedyś napiszę.

Ale jednak wiem, że surowy nieprzetworzony pokarm oczyszcza, może nawet leczy. W naszym klimacie jednak ciężko być cały czas na surowo, może lepiej sprawdzi się wersja: większa ilość gotowanego zimą i wiosną, i przeważające surowe latem i jesienią. Tak wydaje mi się najbardziej optymalnie. Ale pewnie będę rozmyślać i wyszukiwać informacje z uporem maniaka, więc nie wykluczone że zmienię zdanie gdzieś po drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz